Korzystając z pięknych okoliczności przyrody, napiszę słów kilka na temat dla dziennikarza nieprzyjemny. Bo podobno tylko idiota sra we własne gniazdo. Trudno. Jako branżowy Strażnik Teksasu często wkładam kij w mrowisko, to i nic się nie stanie, kiedy troszeczkę zapaskudzę podwórko, na którym stoi również mój trzepak.
Chodzi mi o poziom polskiej publicystyki w tematyce network marketingu. Dla każdego medium informacyjnego są dwa bardzo ważne kryteria, które trzeba spełniać, aby news był rzetelny. Obiektywny nigdy nie będzie, bo w dziennikarstwie nie istnieje takie zjawisko, ale rzetelność über alles. Te kryteria to wiedza o konkretnym zagadnieniu oraz sposób podejścia do danego tematu. Przygotowanie dziennikarza pod tym kątem będzie miało bezpośredni wpływ na efekt końcowy branego na warsztat tematu, w postaci np. publikacji prasowej. Mówi się, że narody poznajemy po ich historii i poziomie wyedukowania. „Pokaż mi, jakie czytasz książki, a powiem Ci, jakim jesteś człowiekiem”. Więc jakież zdanie ma mieć świat o Polakach, kiedy w polskiej prasie ukazują się bzdury? Przecież dziennikarz, człek wykształcony, czwarta władza podobno, a brak mu wyedukowania?
Coraz częściej się zastanawiam nad tym, czy polscy dziennikarze odrabiają lekcje. Czy pracują nad tekstami tak jak należy, czyli zbierają materiały ze wszelkich dostępnych źródeł, weryfikują je i później informują? Czy może zaczynają od końca? Siadają przed komputerem, przy kawie i papierosku (być może w grę wchodzi jakieś mocniejsze zielsko) i wymyślają sobie gotową historię, o której napiszą i dopiero później szukają dowodów na potwierdzenie swoich teorii? Przecież pytania można zadać w taki sposób, aby uzyskać odpowiednią wypowiedź. A w razie czego, to i da się niepotrzebne rzeczy wyciąć w photoshopie.
Ostatnio czytałem w polskiej prasie kilka artykułów na temat MLM. Podsumuje je jednym słowem: żenada. Kiedy ktoś coś narozrabia, to i owszem. Wtedy można napisać. Ale, żeby tak poinformować społeczeństwo o możliwościach? O tym, że DS & MLM, jak żadna inna branża, co roku odnotowuje kilkuprocentowy wzrost na całym świecie, zarówno pod względem obrotów, jak i liczby współpracowników? I to bez względu na fakt, czy jest kryzys, czy go nie ma? O tym się nie mówi. Brak krwi i przemocy w takim newsie. Dlatego, jako świadomy propagator idei tegoż biznesu, bo setkom tysięcy Polaków każdego dnia dostarcza chleba, jednocześnie zdejmując całemu społeczeństwu z garba obowiązek przygarnięcia ich na socjalny garnuszek, niniejszym przejdę do konkretów.
Najpierw brukowiec „Super Express”
Jako pierwsza artykuł o firmie Dr Nona napisała do „Super Express’u” Ewa Mroczkowska, a za nią kilku innych anonimów (PC, AM i MJ). Teksty są tutaj, tutaj i w tym miejscu.
Dziennikarka nie zainteresowała się tą firmą MLM dlatego, że ma dobre, sprawdzone od wielu lat produkty, że dzięki niej tysiące Polaków ma pracę, ale z powodu sławetnej damy od kurwików, czyli Renaty Beger. Oczywiście, że również nie przepadam za Lepperem, Samoobroną, niezbyt lubię nawet panią Beger i nie pochwalam jej wielu wyczynów. Ale czy to do cholery powód, żeby pisać steki bzdur o poważnym segmencie naszej gospodarki? Czy polityczny wątek tej sprawy usprawiedliwia publicystkę od nieodrobienia lekcji z zakresu biznesu?
Pominę pozwólcie fakt, że teksty są kiepskie warsztatowo, gdzieś na poziomie czwartej klasy szkoły podstawowej. Przyjmijmy, że brukowce ogólnie mają taki styl. Ale prawie szlag mnie trafił, kiedy dziennikarka pisząc o firmie MLM zaczęła używać słowa „domokrążca”. Czy w networku krąży się po domach? Czy ktoś z Was Drodzy networkerzy krąży z workiem produktów na plecach po domach, pukając od drzwi do drzwi? Jeśli tak, to napiszcie proszę o tym. Będę się musiał doszkolić.
Więc ciśnienie mi tak podskoczyło, bo nerwus jestem z natury, że w dniu publikacji tego tekstu zadzwoniłem do jego autorki i zapytałem, dlaczego pisząc o marketingu sieciowym używała sformułowania „domokrążenie”. To dokładny zapis rozmowy:
MM: Czy pani się zajmuje dziennikarstwem biznesowym? Czy według pani w MLM krąży się po domach?
EM: Proszę pytać pani Beger, dlaczego użyła takiego sformułowania.
MM: Pani Beger powiedziała, że krąży po domach, czyli jest domokrążcą?
EM: Nie, pani Beger powiedziała, że chodzi po znajomych…
MM: Jest pani polonistką i według pani, człowieka odwiedzającego swoich znajomych, który opowiada przy dobrej kawie o dobrych produktach można nazwać domokrążcą?
EM: No, nie…
No, nie. Ale w artykule nazwała. Maszyny poszły w ruch, farba na papier się rozlała i teraz w głowach społeczeństwa zostanie, że w network marketingu krąży się po domach, w stylu niczym tajemniczy karamba z „Przygód Baltazara Gąbki”. Dalej znajdziemy w tekście wypowiedź przedstawiciela polskich władz sanitarnych: „ – Mamy tę firmę na oku – mówi nam Jan Bondar, rzecznik głównego inspektora sanitarnego. A wszystko przez reklamę specyfików Kuchiny. – Były sprzedawane jako produkty lecznicze, na choroby onkologiczne, na serce, na depresję… A jeśli coś nie jest lekiem i nie ma na to dokumentów, nie można pisać, że to coś leczy – dodaje Bondar.”
Ok. Nie można sprzedawać jako lek czegoś, co lekiem nie jest. Proste jak patyk. Ale o jaką reklamę chodzi? Czy ktoś, gdzieś, widział kiedyś, jakąś reklamę Dr Nona, żeby była w niej mowa o lekach? Bo ja nie. Jeśli jest taka, czekam na informację. Na koniec dziennikarka zostawia nam majstersztyk normalnie przeszywający umysł, który powala na ziemię swoim detektywistycznym ciężarem na miarę W-11 i przygniata wszystkich zwolenników MLM do dywanu niczym kilkutonowy głaz: „Z ostrożnością o Dr Nonie wypowiadają się też ekonomiści. – Wiele podobnych firm działa na pograniczu prawa. Stosują różnego rodzaju chwyty, nie zawsze uczciwe. Mają bardzo zawoalowaną i skomplikowaną strukturę. Trudno zbadać ich uczciwość – tłumaczy ekonomista Marek Zuber (37 l.).”
Na serio. To poważna sprawa. Zuber ma 37 lat. Nie wiedziałem. Nikt chyba nie wiedział. Ale co z niego za fachowiec od ekonomii, skoro nie rozumie prostych zasad panujących w strukturach MLM? Trudno zbadać ich uczciwość? Nonsens. Byłem bardzo ciekaw, czy Zuber powiedział to poważnie, żartował, a może Mroczkowska wsadziła mu to do buzi? Poprosiłem ekonomistę o wyjaśnienie tych spostrzeżeń 27.06.2009 r. i do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi. Pewnie, gdzieś wyjechał. Jedno jest pewne. Jeśli naprawdę tak powiedział, to w kwestii naukowej bliżej mu do filozofii, nie ekonomii.
Teraz „Rzeczpospolita”
Niejaka Maja Narbutt do „Rzepy” napisała tekst pt.: „Schowaj babci zaproszenie”. Jest on w całości poświęcony grupowym prezentacjom towarów, jakie często wykorzystuje się w sprzedaży bezpośredniej. Autorka zaczyna od pochwalenia się społeczeństwu, że łaziła ostatnio po takich prezentacjach i za swój sukces uważa to, że nie udało jej się kupić żadnej rzeczy, choć przyznaje, że, jako kobieta miała chwile słabości. Później odkrywczo zauważa, że są produkty tańsze i droższe. Jakby nikt tego wcześniej nie wiedział. Taka dziennikarka odkrywca. Jak Kolumb. Pod koniec tekstu znów wyjaśnia nam niesamowitą tajemnicę: „Naczelna zasada sprzedaży bezpośredniej brzmi: zdecyduj się natychmiast, bo jutro będzie za późno.” Nie wiedziałem wcześniej, że to naczelna zasada tylko dla direct selling. Zawsze myślałem, że każdej sprzedaży. Ale ja jestem tępy.
A najbardziej podoba mi się, kiedy dziennikarz używa zwrotu „jak udało nam się ustalić” lub „jak doniósł nam anonimowy informator”. To tak podkręca akcję. Majka, jak przystało na rasowego pismaka, również użyła tego zwrotu: „Jak ustaliła „Rz”, firmy prowadzące pokazy bez mrugnięcia okiem płacą 1800 złotych za możliwość zorganizowania pokazu w nawet skromnej sali. Wyraźnie starają się przy tym, by sale należały do instytucji dobrze się starszym ludziom kojarzących.” No i to jest w tym pięknym artykule najdziwniejsze. Bo gdybym ja miał firmę sprzedaży bezpośredniej czy MLM, to przecież wynajmowałbym sale, które się ludziom kojarzą z czymś złym. Na przykład domy pogrzebowe, tudzież prosektoria albo izby wytrzeźwień. Majka pewnie też takich miejsc by szukała, bo mniej towarów mogłaby w nich sprzedać. A przecież w każdym biznesie chodzi o to, żeby sprzedawać jak najmniej. A na serio, to nie wiem czemu ten tekst miał służyć i jakie były intencje redakcji, aby go opublikować. Jeśli ktoś wie, proszę o informację.
Jeszcze „Bankier.pl”
Nie podpisał się autor pod tekstem „Mistrzostwo przepłacania czy sposób na sukces?” Pewnie się wstydził. Więc przyjmijmy, że Gall Anonim stawia w nim kluczowe pytanie: „Czy systemy MLM to majstersztyk sprzedaży czy marketingowa ściema?” Odpowiem krótko, panie Gall’u. Gdyby postarał się pan choć odrobinę zapoznać z tematem, ruszył dupsko w teren i poznał osobiście kilku prawdziwych liderów MLM, to nie musiałby pan o to pytać. I nie użyłby pan w artykule słów typu „nakłaniać”, „zwerbować” czy „stopnie wtajemniczenia”. Bo MLM nie jest sektą, do której jak się wejdzie to już wyjść się nie da, tylko normalnym biznesem. Nie napisałby pan wtedy z pewnością zdania: „Biznes się kręci ale im później do niego dołączymy, tym mniejszy zysk.” Bo poznałby pan wtedy menedżerów, którzy zaczęli robić MLM później od swoich przyjaciół, a dzisiaj zarabiają od nich dużo więcej. Nie pisałby pan również głupot, że firmy MLM nie walczą ze sprzedażą produktów na aukcjach internetowych. Wystarczyło zapytać kilka kompetentnych osób (np. z Oriflame, Herbalife, Akuna, Colway i wielu innych), żeby się dowiedzieć, iż jest to nieprawdą. Znów nieodrobione lekcje. Nie mam pojęcia kim jest Gaal Anonim, ale, że redakcja poważanego portalu „Bankier.pl” zdecydowała się opublikować takie idiotyzmy? Do tej pory szanowałem to medium. Teraz o nim zapominam. Co to jest „Bankier.pl”?
Bułkowiec „Wyborcza”
Sensacyjną powieścią w stylu Artura Conan Doyle’a popisała się Małgorzata Kolińska-Dąbrowska z „Wyborczej” (tutaj i jeszcze tutaj). W tym przypadku nie mam zamiaru bronić samego EuCO. Tym bardziej, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy miałem pewne osobiste doznania biznesowe z prezesem i prokurentem tej firmy, i chłopcy nie popisali się ani przedsiębiorczą fantazją, ani dżentelmeństwem, ani jakąkolwiek intuicją czy inteligencją biznesową. Szerzej z pewnością o tym jeszcze napiszę w odrębnym tekście, bo z tego co się orientuję, nie udało im się na dzień dzisiejszy wywiązać ze wszystkich płatności w stosunku do kontrahentów, jakich dzięki mnie poznali.
Z pełną świadomością stanę jednak, jak niegdyś Rejtan Tadeusz z obnażoną piersią, zasłaniając branżę MLM. Albowiem wojna pomiędzy firmami ubezpieczeniowymi a odszkodowawczymi trwa od momentu, kiedy odszkodowawcze się tylko w Polsce pojawiły. Ogólnie znaną zasadą działania pierwszych – co znam z wielu udokumentowanych przypadków, jakie dotknęły moją rodzinę i znajomych – jest jak najmniej wypłacić poszkodowanym pieniędzy. Natomiast zadaniem drugich – co znam z wielu udokumentowanych przypadków, jakie dotknęły moją rodzinę i znajomych – wygrać jak najwięcej, aby odpowiednio dużo uszczknąć dla siebie. Biznes to biznes. Powstaje tylko pytanie: które są bardziej ludzkie? Ubezpieczeniowe, gdzie kaleka najczęściej dostaje tysiąc, dwa tysiące złotych jałmużny, czy odszkodowawcze, gdzie sprawa kończy się często na 70, 80 tysiącach? Fakt, te drugie biorą dla siebie ok. 30% z całej wygranej kwoty, ale nie są przecież Caritasem, czy PCK.
Znam mnóstwo ludzi, które chwalą sobie usługi firm odszkodowawczych działających w MLM. Bo same nie zdziałałyby tego, co one. Pewnie są też tacy, którzy po fakcie czują się oszukani. Bo według nich zawsze można by było więcej!!! Sęk w tym, ilu ich jest? Czy dziennikarka „Wyborczej” pofatygowała się porozmawiać z klientami zadowolonymi? Nie. Dlaczego? Dlatego, że to zburzyłoby koncepcję jej tekstu, która urodziła się za biurkiem. Ona założyła sobie, że pokaże ten malutki procent niezadowolonych, który da jej gazecie „krew”. Dlaczego? Wystarczy prześledzić publikowane reklamy w „Wyborczej”. Znajdziemy wśród nich PZU, Wartę itd. ale nie znajdziemy firm odszkodowawczych, działających w systemie MLM. Mało jest dzisiaj gazet, które jak np. „Network Magazyn” mają za cel informować, edukować i pomagać ludziom funkcjonującym w konkretnej dziedzinie. Bo najlepiej w mediach sprzedaje się sex, krew i ludzka krzywda. Jaki tekst miał największą poczytność w „Network Magazynie” w ciągu ostatnich 6 lat? Ano taki, że ludzie z nowej firmy MLM (MonaVie) rozrabiają (ok. 300 komentarzy w ciągu kilku dni). Czy to ma dla mnie oznaczać, że cały najnowszy „Network Magazyn” ma być o ludziach, którzy rozrabiają? Przecież wtedy nakład i poczytność by wzrosła…
Zatem w tym przypadku mamy do czynienia z rzetelnością dziennikarską, z którą Kolińska-Dąbrowska minęła się, schodząc z redakcyjnych schodów. Zarzut w stosunku do networkerów, którzy szukają potencjalnych klientów w szpitalach czy przychodniach nieźle mnie rozbawił. A niby, gdzie można znaleźć poszkodowanych w wypadkach? U cioci na imieninach? Najbardziej jednak uśmiałem się oglądając ten wywiad dla radia „TOK FM”, w którym autorka tekstu zapomniała nazwy firmy, o której przed chwilą pisała.
Tako rzecze „Przekrój”
Acha. Już bym zapomniał. Jeszcze tygodnik „Przekrój”. Publikacja pochodzi sprzed ok. dwóch lat, ale bardzo utkwiła mi w pamięci. Jest o firmie Akuna. Popełniła go niechybnie niejaka Milena Rachid Chehab, a tytuł owego paszkwilu brzmi „Alveo czyni cuda?” Po przeczytaniu tego tekstu, człowiekowi zostaje w pamięci jeden przekaz: Alveo nie działa. Jak to nie działa? – pomyślałem. Przecież mojemu dziecku pomogło! Znam tysiące osób, którym pomogło! Dzwonię więc do sprawczyni tej niezwykłej teorii i z nutą zaciekawienia pytam:
– A czy przed napisaniem tekstu, wypróbowała Pani ten produkt?
– Ależ owszem! Wypiłam nawet pół butelki! – usłyszałem od zadowolonej dziennikarki i podziękowałem za rozmowę. Nie chciało mi się z nią już gadać.
Bo jak można inteligentnie polemizować z kobietą, która chce opisać orgazm, a przez całe życie, notorycznie uprawia seks przerywany? Czy człowiek, który nie miał w życiu orgazmu, potrafi go opisać tak, żeby inni wykształtowali sobie na jego temat rzetelną opinię?
Konkluzje
Niby polskie media są nowoczesne. Dzięki internetowi, każdy może dzisiaj być dziennikarzem. Wystarczy założyć blog, znać abecadło, mieć kilku znajomych obserwatorów, w tym kumpla od pozycjonowania i już można kształtować opinię publiczną. Nazywa się to dziennikarstwem obywatelskim. I to jest super. Tylko, czy ktoś powinien pisać nietuzinkowe paradygmaty na tematy, o których nie ma zielonego pojęcia? Na rany Chrystusa… Takie rzeczy w gazetach? Chyba są jeszcze w redakcjach osoby typu redaktor naczelny czy sekretarz redakcji, przez których ręce takie artykuły przechodzą? Był taki słynny, amerykański dziennikarz Hunter S. Thompson, który nie siadał za maszynę do pisania, póty nie naprał się jak autobus. Mało tego. Ponieważ pracował w czasach „dzieci kwiaty”, wciągał w niesamowitych ilościach wszystkie możliwe prochy i ich pochodne, jakie były wtedy dostępne na rynku. I tak sobie na haju pisał. (Polecam film „Las Vegas Parano”). I za te arcydzieła dostawał same nagrody i świetne recenzje. Bo był dobry w swoim fachu. Czyżby polscy dziennikarze podążali w podobnym kierunku? Walczą teraz o Pulitzera i zamiast po prostu odrabiać lekcje wciągają do nosa wszystko, co znajdą pod ręką? Mam dla nich złą informację. Thompson zakończył karierę dziennikarską strzałem w łeb.
Brukowiec: typ gazety, która notabene nie przypadkiem sięgnęła bruku, bo niżej upaść już się nie da.
Bułkowiec: gazeta za darmo dodawana do każdego hamburgera w McDonald’s.
W tym kontekście to, co robisz swoim blogiem Maćku ma pierwszorzędne znaczenie. Nadchodzą czasy, a nawet przecież już są, że publicystyka blogowa i dziennikarstwo mediów społecznościowych przemawia donośnie, a nawet czasem głośniej i szybciej od tradycyjnych kanałów medialnych. Budujmy więc porządny wizerunek porządnej branży, piszmy kompetentnie, ciekawie i bądźmy obecni w mediach. Nie pozwólmy niekompetentnym i uprzedzonym ludziom kształtować wizerunku tego, w co jesteśmy zaangażowani. Weźmy odpowiedzialność za to, jak ludzie postrzegają mlm w Polsce. Sorry. że taki apel z tego wyszedł, ale ty i ja właśnie to robimy, a chciałoby się widzieć więcej…
Tak Jacku, chciałoby się widzieć więcej. Ale damy radę : )
Jean-Claude Le Grand powiedział: „skuteczny networking wymaga otwartej głowy, ciekawości świata oraz prawdziwej chęci zrozumienia i pomocy innym”.
W jednym z wydań magazynu „Forbes” znalazłem artykuł na temat networkingu. Wybrałem z niego kilka fragmetów, które poniżej cytuję jako lekturę dla pseudo dziennikarzy z „brukowców” i „bułkowców”:
„Historia networkingu sięga półtora miliona lat wstecz, gdy okazało się, że dwa kamienie stojące obok siebie nie niosą specjalnej wartości, ale już potarte o siebie – potrafią skrzesać ogień. Człowiek podobnie – w pojedynkę niewiele zdziała, dopiero konfrontacja z drugą osobą staje się początkiem prawdziwej przygody… Networking jest najlepszym sposobem na twórczą wymianę, możliwość konfrontacji swoich opinii z szerszym gronem osób… Dlatego dobrze, jeśli budowana przez nas sieć kontaktów oplata ludzi z różnych krajów i kultur… Umiejętność patrzenia na świat z globalnej perspektywy ma dziś w biznesie absolutnie krytyczne znaczenie… Chcesz być dobrym networkerem? Najpierw daj coś z siebie – np. dobrą radę czy pomoc koledze, zanim on sam zdąży o nią poprosić. W ten sposób stworzysz znacznie cenniejszą siatkę kontaktów, niż kolekcjonując wizytówki topowych menedzerów”.
Mam nadzieję, że wystarczy do zrozumienia istoty rzeczy.
Porównanie z kamieniami niesamowite : )
Maciejewski język masz nie mniej ostry od Zagłoby! Gdybym nie był oddany całą twarzą Gilletowi to chętnie pożyczyłbym Twój język do golenia. W końcu ktoś piszę o branży uczciwie.
I słusznie.
Może zaczniemy traktować ” prawdę jako AUTORYTET, a nie autorytet jako PRAWDĘ”. Jest ona jak przyjaciel mówiący nie tylko pochlebstwa – tylko pomagający odnaleźć to co najcenniejsze – on na pewno przekaże”gorzką” lecz prawdziwą informację. Nie tylko będzie wychwalał pod niebiosa.
Za cięty język – NOBEL !!!
Oprócz ciętego języka nie sposób odmówić znajomości branży MLM redaktorowi Maciejewskiemu oraz wypunktowania jakże trafnego błędów popełnionych przez media odnośnie skrajnie stronniczych artykułów na temat branży.
Nie lubię zwracać się po nazwisku ale emocje jakie wywołał powyższy artykuł sprawiły, że odstąpiłem od reguły.
W tym miejscu jak i w innych miejscach pozwolę sobie zaapelować by ktoś kto trafi na podobne „perełki” informował środowisko MLM. Może temu służyć np. forum http://www.networkmagazyn.pl
Zbyt często ludzie z branży MLM zachowują się według zasady „moja chata z kraja” i nie reagują na podobne wyczyny rodzimych mediów.
Pozdrawiam i życzę równie udanych tekstów o branży ale niech już dotyczą innych tematów.
Przeczytałem cały – CAŁY – artykuł z otwartymi ustami, a rzadko mi się to zdarza. Jestem pełen uznania i podziwu dla Pańskiej znajomości tematu. Chyba nawet wyślę link koledze, z którym ostatnio zdarzyło mi się podyskutować na temat branży mlm. Dziękuję. 😉
To ja pochwalę za to:
” Może zaczniemy traktować ” prawdę jako AUTORYTET, a nie autorytet jako PRAWDĘ” ”
Dało mi do myślenia
Jasne,podążajmy za głosem prawdy a nie medialnego bełkotu.
Rewelacyjny tekst. Ciekawy jestem co na to autorzy cytowanych artykułów ? Pani Milena z Przekroju chyba się zmartwi:)
Panie Łukaszu
obawiam się że rzeczona Pani Milena jak i inni autorzy pseudo artykułów o branży mlm nie zmartwi się z bardzo prostej przyczyny
ich teksty wskazują na posiadanie 3 komórek mózgowych w tym 2 odpowiedzialnych za kupkę
Panie Maćku -Brawo
🙂
Czekam z niecierpliwością na 12 paźdizernika. Tygodnik „Wprost” przedstawi profesjonalny raport o branży sprzedaży bezpośredniej i marketingu sieciowego.
Macieju Jestes niesamowity:)
Dobrze jest miec takie wsparcie:)))
Internet to też medium i także tu roi się od „perełek”. Przed chwilą znalazłem kolejną:
http://www.budujemyfirme.pl/artykuly/153/MLM%20jako%20przykład%20nowych%20trendów%20marketingowych/ .
Chciałem zacytować co ciekawsze fragmenty artykułu ale doszedłem do wniosku, że musiałbym wkleić go w całości, dlatego odsyłam do lektury….
Rzeczywiście kolejna, anonimowa perełka. Podsumowując, dziennikarstwo ma rzetelnie informować, ale niekiedy, jak w przypadku BudujemyFirme.pl, zamiast mówić o faktach bazuje jedynie na najniższych instynktach i głupocie autorów i wydawców.
Redaktorze Macieju, ależ zgrabnie i celnie ująłeś poczynania cyrkowych gryzipiórków. O tyleż istotna jest ta demaskacja co przede wszystkim też możliwość dyskutowania. Artykułów tego typu pewnie nie unikniemy, ale punktować trzeba swym autorytetem i inteligencją i pozostawiać dla poszukiwaczy prawdy, także dla potomnych. Tego typu „publicystyka” potwierdza tym samym, że jesteśmy na początku drugiej fazy „shakeout” o której pisze szanowny R.Ludbrook a szereg decydujących starć przed nami. Oj, chyba się wiele zmieni jak tak razem zadziałamy. Gratulacyje :).
Artykul tendencyjny. Poziom autoindoktrynacji na poziomie krytycznym – w związku z tym nie będę nawet punktować oczywistych elementów manipulacji w tekście.
I tak autor ich nie zauważy….
Ależ proszę wypunktować. Obiecuję, że zauważę.
Zapraszam serdecznie do zapoznania się z wywiadem z cyklu- rozmowy z „Ludźmi sukcesu”.
Wywiad z młodym rentierem dostępny pod adresem
http://www.grandblog.pl/grand_mikrofon_ludzie_sukcesu-_wywiady,60,rentier_ludzie_sukcesu_wywiad_1,56.html
Zapraszam serdecznie do lektury.
Drobna uwaga – swojego rozmówcę powinieneś przedstawić na początku tekstu, nie na końcu.