Ostatnimi czasy ministerstwa, różne urzędy i instytucje, podejmują arcyciekawe kroki w celu zmotywowania ludzi do działania, czyli zabrania tyłka w troki i w konsekwencji zostania kowalem własnego losu. Na początek opiszę dwie takie „perełki”. Program „Zysk z dojrzałości” ma zmotywować do poszukiwania pracy w celu zejścia jako wielbłąd na etacie, a OBW… hm, nie wiem do czego ma zmotywować.
Zysk z dojrzałości
Projekt „Zysk z dojrzałości” wymyśliła i realizuje Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce. Za cel przyjęto przeciwdziałanie niskiej aktywności zawodowej osób w wieku 50+, poprzez uświadamianie pracodawcom i służbom zatrudnienia wagi problemu, pokazanie korzyści wynikających z zatrudnienia osób w tym wieku oraz popularyzację dobrych praktyk i skutecznych rozwiązań w tym zakresie. Działania realizowane w ramach projektu mają za zadanie poprawę ogólnej sytuacji osób 50+ na rynku pracy – przeciwdziałanie społecznemu wykluczeniu i dyskryminacji tej grupy wiekowej.
Jeszcze 14 maja 2008 r. otrzymałem od twórców projektu taką informację prasową: „W 2050 roku połowa ludności naszego kontynentu osiągnie wiek emerytalny. W konsekwencji na europejskim rynku pracy zabraknie ponad 160 milionów pracowników. Wychodząc naprzeciw temu problemowi Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce rozpoczyna realizację projektu „Zysk z dojrzałości”, którego celem jest zwrócenie uwagi na problem niskiej aktywności zawodowej osób powyżej 50. roku życia oraz zmiana podejścia do roli generacji seniorów w społeczeństwie i w gospodarce.
– Chcielibyśmy zmienić nastawienie pracodawców i pokazać im korzyści, jakie płyną z zatrudniania i inwestowania w starszych pracowników, a także z wdrażania długofalowych strategii zarządzania wiekiem w firmach. Dlatego w oparciu o nasze doświadczenia i ekspertyzy z poprzednich projektów, rozpoczęliśmy projekt pod hasłem „Zysk z dojrzałości”, którego ważnym elementem będzie kampania informacyjno-edukacyjna, a także seminaria i konkurs skierowany do pracodawców – mówi Tomasz Schimanek wicedyrektor ds. programowych Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce.”
Rozumiem, że Polacy po 50 roku życia mają problemy zawodowe. Nie tylko oni. Ale kompletnie nie jarzę, dlaczego szkolić ich w kierunku szukania pracy na etacie. Na łamach „Network Magazynu” często osobiście poruszałem temat kompletnego braku edukacji w zakresie przedsiębiorczości i inteligencji finansowej w polskich szkołach. Bo nikt nie robi niczego w tym kierunku. Ale przedsięwzięć zmierzających do wytworzenia taniego mięsa armatniego powstaje coraz więcej. I niestety, jak widać, problem nie dotyczy tylko poziomu szkolnictwa. Ja takie programy nazywam „wilk syty a wielbłąd po dupie kopany”.
Ogólnopolskie Badanie Wynagrodzeń
Akcję robi, notabene po raz szósty, portal wynagrodzenia.pl. Podjął się on dostarczenia użytkownikom internetu danych na temat zarobków Polaków. Polega to na tym, że każdy uczestnik badania może sprawdzić swoją wartość na rynku pracy – po wypełnieniu ankiety (tutaj) otrzyma analizę wynagrodzenia dla wybranego przez siebie stanowiska.
Jak podaje portal: „Każdego roku karierę na rynku pracy rozpoczyna kilkaset tysięcy młodych osób. O tym, jaka będzie ich pierwsza płaca, decyduje nie tylko wiek i wykształcenie, ale przede wszystkim branża, w której stawiają swoje pierwsze zawodowe kroki. W których sektorach absolwenci mogą liczyć na najwyższe zarobki? W jakim kierunku warto się kształcić, aby w przyszłości dużo zarabiać? Jak pokazują dane z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, przeprowadzonego przez firmę Sedlak & Sedlak w 2008 roku, zdecydowanie najlepiej wiodło się osobom zaczynającym swoją karierę w branży technologii informatycznych (IT). Pierwsza płaca była tu na poziomie nawet 3 119 PLN brutto, a więc bardzo zbliżona do średniej krajowej! Równie dobrze zarabiali pracownicy stawiający swoje pierwsze zawodowe kroki w branżach telekomunikacyjnej oraz przemyśle ciężkim. Mediana płacy w tych sektorach wyniosła 3 000 PLN i była tylko o 4% niższa niż w firmach z obszaru IT. Na swoje zarobki w 2008 roku nie narzekali z pewnością również ci, którzy rozpoczynali karierę w budownictwie i bankowości. Pierwsza płaca była w nich na poziomie odpowiednio 2 800 PLN i 2 720 PLN. Zdecydowanie gorzej natomiast wiodło się świeżo upieczonym pracownikom zatrudnionym w sektorze publicznym. Mediana wynagrodzenia wyniosła tu 2 000 PLN brutto i była o 36% niższa niż w branży IT. Równie niskie pierwsze płace były w służbie zdrowia (1 965 PLN) i handlu (1 950 PLN). W naszym zestawieniu zarobków na samym końcu listy znaleźli się nauczyciele. Początek ich kariery zawodowej to płace na poziomie zaledwie 1 740 PLN brutto.”
No. I tak popijam kawę i się zastanawiam. Co chcą osiągnąć organizatorzy tejże akcji? Jaki mają cel? Żeby młody człowiek, który chce zostać informatykiem, dowiedział się, że po pięciu latach studiów, jeśli uda mu się znaleźć pracę (co nie będzie łatwe, bo przecież już dawno Akademia Rozwoju Filantropii wyedukowała wszystkich pracodawców i wszystkie polskie wielbłądy po 50, które zajęły wszystkie wolne stanowiska pracy) będzie zarabiał nawet 3 119 PLN brutto, a więc bardzo blisko średniej krajowej? Takie ma młody Polak mieć plany na przyszłość i ambicje? Przecież, jeśli młodzi Polacy myślą o zakładaniu rodzin, to po zrobieniu takiego badania, straż pożarna nie nadąży zbierać ciał spod 10 piętrowców. Ja takie programy nazywam „wilk syty a wielbłąd po dupie kopany”.
Panie Macieju, całkiem niedawno dotarłem do tych samych badań, o których Pan wspomina. Jako świeżo upieczony absolwent dość prestiżowej uczelni, i dość prestiżowego – czyt. wymagającego – kierunku studiów z „czołówki” płacowej o której Pan wspomina (z wykształcenia powinienem być programistą… o przepraszam, inżynierem oprogramowania), po prostu spadłem z krzesła.
Zastanowiłem się, czy to tylko moja reakcja jest taka, po czym podjęliśmy razem z Klubem Sukcesu pierwszą próbę sprawdzenia: co na to studenci. Bazując na kilku różnych badaniach do których dotarłem, o których ufam, że były robione w miarę obiektywnie, przygotowaliśmy króciutkie forum pod tytułem „Bogaty Student”.
Muszę przyznać, że efekty przeprowadzenia badań na małych grupkach podmiotów we Wrocławiu były… interesujące. Na Uniwersytecie Ekonomicznym nawet jedna z uczestniczek forum, kiedy dotarłem do przerwy dosłownie trzęsła się, po czym wybiegła i nigdy więcej jej na oczy nie widziałem…
Mam tylko nadzieję, że nic sobie nie zrobiła, tylko pobiegła szukać rozwiązania. O, tak brutalne są fakty!
Wyjaśnienie: jestem jak najbardziej za tym, żeby młodzi ludzie szli na uczelnie wyższe i kończyli studia – nawet magisterskie, i nawet doktoranckie. Jednak od zawsze uważam, że traktowanie uczelni jak za przeproszeniem szkoły zawodowej – to pomyłka. Uczelnia ma przygotowywać do bycia naukowcem, prowadzenia badań i poszerzania zakresu ogółu wiedzy ludzkości. Jeżeli stanowisko, na które absolwent chce się dostać wymaga takiego zestawu umiejętności – to super, niech zarabia więcej niż gorzej wyedukowany pracownik. Jednak jeśli i tak absolwent ma skończyć jak sprzedawca na stacji benzynowej, to aż szkoda tych 5-7 😀 lat edukacji. Bo to wtedy się robi trochę jak z ucieczką przed wojskiem, tylko że jest ucieczką przed dorosłością i dojrzałością. 5 lat balangi z głębokim przeświadczeniem o tym, że po studiach na uczelni X (tu wstaw nazwę swojej uczelni) pracodawcy się rzucą na mnie, żeby rzucać we mnie pieniędzmi tylko za to, żebym olśnił ich dyplomem ukończenia studiów.
Jak znam siebie, to przerysowałem – jednak tak czy inaczej śmierdzi to delirium…
Oczywiście wykształcenie, ukończenie dobrej uczelni i kierunku jest w życiu bardzo potrzebne. Jednak, jeśli studenci mają ambicję i chcą dobrze zarabiać, powinni już na studiach pomyśleć o jakimś dobrym biznesie. Na pensji nie ma szans na realizację marzeń, które – daję rękę obciąć – ma każdy.