Troszeczkę mi się poluzowało. Największa kumulacja imprez branży MLM w historii „Network Magazynu” zakończona. Mogę odsapnąć. Korzystam więc z okazji i kreślę słów kilka na temat ostatniej wizyty w Polsce Roberta Kiyosaki, wielbionego przecież przez tłumy fanów. Ogólnie kiszka. Albo Robert ma jakieś problemy natury zdrowotnej, rodzinnej, ewentualnie mały przeciąg w kieszeniach, albo zagrał z nami w jakąś swoją nową, Polakom jeszcze nie znaną grę, pobudzającą inteligencję finansową na poziomie podświadomym.
Do Polski przyleciał razem z żoną Kim, podobnie, jak w roku 2007. Wtedy tryskał energią, humorem, był wesolutki, zadowolony z życia i podczas udzielonego dla „Network Magazynu” wywiadu, przez godzinę pięknie nawijał o marketingu sieciowym, biznesie, inwestowaniu, polityce, sporcie, o mentalnych różnicach pomiędzy biednymi a bogatymi. Perorował soczyście w każdym temacie, bez względu na to, czy sprawa była błaha, czy zahaczała o kontrowersję. Tym razem przyszedł na wywiad z miną lekko skwaszoną, a akcja miała miejsce 1 czerwca br. w warszawskim hotelu Hilton.
Dziwnie się zachowywał. Miałem wrażenie, jakby nie rozumiał stawianych kwestii. Był zdenerwowany samą istotą tego, że ktoś go o coś pyta. Nie chciał rozmawiać o nowym prezydencie USA pomimo tego, że trzy lata temu bardzo go ta tematyka frapowała. Nie chciał rozmawiać o network marketingu pomimo tego, że trzy lata temu był nim zafascynowany. Nie chciał rozmawiać o Donaldzie Trumpie pomimo tego, że dopiero co napisał z nim świetną książkę. Nie chciał mówić o kryzysie i krowach pomimo tego, że dopiero co popełnił o tym książkę. Miałem wrażenie, że w ogóle nie chce mu się gadać. Ogólną atmosferę naprawiła dopiero Ania, która, jak wiecie, wygrała udział w wywiadzie w ramach konkursu, a przyleciała dziewczyna była nań specjalnie z Londynu. Robert wyraźnie się podekscytował, kiedy Ania włączyła się w rozmowę i wziął się zaczął nieco raźniej udzielać. Cóż z tego, jak limitowane 60 minut spotkania właśnie dobiegło końca. Wywiad nagrywałem kamerą, podobnie, jak trzy lata temu, lecz nie wiem, czy coś z tej godzinnej rozmowy nadaje się do zaprezentowania szerszemu gronu wielbicieli twórczości Kiyosakiego. Niestety, nasz wywiad to dopiero pryszcz. Prawdziwy fopas nastąpił troszkę później…
Po wywiadzie dla „Network Magazynu” Robert miał dać wykład na konkretny temat. Prelekcję tą już dużo wcześniej ostro promowaliśmy na portalach Grupy MLM, ponieważ jej pierwsze 80 minut miało być transmitowane przez platformę konferencyjną Vidnet. Więc prosto z wywiadu przeszliśmy do wielkiej, klimatyzowanej sali, wypełnionej po brzegi fanami Roberta, którzy przybyli na to spotkanie z przeróżnych zakątków kraju. Wykład miał mieć konkretny temat. Tutaj pomogę sobie cytatem pochodzącym z materiałów promujących to wydarzenie: „Na spotkaniu Robert opowie o czterech czynnikach, które sprawiają, że ludzie pozostają biedni oraz jak je można wykorzystać, żeby przetrwać kryzys i powiększyć swój majątek. Robert będzie również mówił o 8 finansowych świętych krowach, na podstawie filmu dokumentalnego, który właśnie nakręcił. Czas kryzysu jest czasem wielkich szans, już 1 czerwca Robert Kiyosaki oraz jego doradcy pomogą zwiększyć swoje umiejętności związane z pieniędzmi tak, aby ten czas maksymalnie wykorzystać.”
Co z tej zapowiedzi się spełniło? Robert i jego doradcy. Tak. Byli chwilę na scenie. Tyle. Bo tematyka wykładu okazała się inna, niż wynikało to z zapowiedzi. Więc co powiedział Robert? Powiedział, że mamy kryzys, że jego również dotknął kryzys, że przez kryzys stracił ostatnio wiele milionów dolarów i teraz spotyka się z fanami, żeby wspólnie pomyśleć nad tym, jak się odrobić. POMOŻECIE? POMOŻEMY!!!
Ludzie na sali w Hiltonie jakoś fason znośnie trzymali. Ale co się działo na Vidnecie, to wie tylko biedny Adam Pomocny, który odbierał wtedy maile ze skargami i prośbami o zwrot przelanych za transmisję złotówek. Ogólnie muszę przyznać, że nie mam pojęcia co się stało Robertowi tego dnia. Albo ma jakieś problemy natury zdrowotnej, rodzinnej, ewentualnie naprawdę mały przeciąg w kieszeniach… Może na serio stracił mnóstwo kasy i szuka sposobu na wyjście z kłopotów. Ale czy to dobry pomysł, żeby robić to w stylu Edwarda Gierka: POMOŻECIE? Czy tak zachowuje się rasowy biznesmen? Czy to typowe dla lidera? Nie wiem. Osobiście bardziej skłaniam się ku teorii, która przyszła mi do głowy, kiedy wracałem samochodem do rodzinnego Sosnowca, mknąc notabene trasą zwaną „Gierkówka” potocznie. On chyba zagrał z nami w jakąś swoją nową, Polakom jeszcze nie znaną grę, pobudzającą inteligencję finansową na poziomie podświadomym. Bo czy z punktu widzenia public relations, nie jest czasem dobrze przyznać się publicznie do błędu lub utraty czegoś bardzo cennego, aby po jakimś czasie oznajmić znów publicznie, że dzięki charyzmie, ciężkiej pracy i… odrobiło się wszystko z niesamowitą nawiązką? Nie wiem. Pożyjemy, zobaczymy. Najważniejsze z tego wszystkiego jest to, że Ania z Londynu była zadowolona. Mogła pogadać z człowiekiem, którego ceni, tak, jak my wszyscy, za dobre książki i wspaniałe, biznesowe teorie. A, że miał „inny” dzień? Cóż, każdemu się zdarza. WYBACZYCIE? WYBACZAMY!!!
Kilka dni po imprezie poprosiłem Anię, żeby mi opisała mailem swoje wrażenia ze spotkania. Oto one: – Patrząc na ludzi z pierwszych stron biznesowych magazynów zawsze rodziło się we mnie pytanie, „jacy oni są?” Dlaczego to oni właśnie odnoszą sukcesy, pomnażając wciąż swój majątek? Robert zawsze twierdził, że szkoła nie rozwija inteligencji inwestorskiej. Czekając na spotkanie z Kiyosakim pomyślałam, że mimo wszystko to taki mały egzamin. Klasówka z inwestycji. Moje pierwsze próby inwestycyjne nie okazały się porażką, ale nie przyniosły milionów, więc za wiele do zaprezentowania nie miałam. Mój plan na spotkanie z Robertem to wyciągnięcie od niego jakiejś podpowiedzi odnośnie inwestycji w nieruchomości. Podobno nie ma sekretów w inwestycjach, ale prawdopodobnie Robert będzie wiedział coś ciekawego – myślałam. Jak już spotykam człowieka, którego książka nie schodzi z listy bestsellerów, to trzeba coś „oprócz zdjęcia z Robertem” z tego spotkania wynieść. Robert potwierdził regułę, że ludzie sukcesu to ludzie o niesamowicie silnej osobowości. Czuć od niego charyzmę. W uścisku dłoni, w uśmiechu, w chwili, kiedy mówi. Rozmowa z Robertem była dla mnie jak rozmowa z ojcem, który wyjaśnia, radzi, ale i karci. Mówi otwarcie – „Biznes jest trudny, niewiele osób zniesie presję, niewiele osób będzie chciało podjąć ryzyko i pójść tą drogą.” W pewnym momencie zapytał mnie o 6 najbliższych mi osób, z którymi przebywam najczęściej. Wymieniłam je szybko w myślach. „Tymi ludźmi będziesz za 10 lat” – powiedział. „Więc proponuję już dzisiaj zatroszczyć się, aby wnosili oni wiele w Twoje biznesowe życie” – dodał. Obok Roberta z szerokim uśmiechem siedziała jego żona Kim. Teoria, że ludzie sukcesu trzymają się razem, sprawdza się w tym przypadku w 100%. Kim ma również bardzo silną osobowość i wiele taktu okraszonego szerokim, przyjaznym uśmiechem. Na koniec rozmowy Robert poklepał mnie po plecach mówiąc: „Masz charakter, pamiętaj tylko, że niewielu będzie miało odwagę, niewielu odniesie sukces.” I dodał: „I think you will make it.” Mój plan na wyciągnięcie od niego ciekawych informacji o inwestycjach w nieruchomości pozostał tylko planem. Uświadomiłam sobie, że silny człowiek, szczery człowiek, potrafi wprost powiedzieć, że „nie jestem specjalistą od nieruchomości w Polsce” i wskaże z kim rozmawiać. Spotkanie z Robertem wniosło jednak coś więcej – motywację, która w codziennym życiu czasami przygasa.
To wrażenia Ani z Londynu. A tak wyglądało zajmowanie miejsc na sali przez wielbicieli Kiyosakiego tuż po otwarciu drzwi:
No cóż, każdy ma swoje złe dni. Mężczyźni i kobiety ( nie raz słyszymy przecież o napięciu…. 🙂 ). Może Robert w tym dniu, skupiony był wyłącznie na analizie nowego „intratnego” kontraktu i jakiekolwiek ustalenia, nie miały w ogóle sensu, a dzień ten należał do tych odpowiednich.
Jak widać z wypowiedzi koleżanki z Londynu, tylko płeć PIĘKNA przykuwała jego uwagę…. ale co tam.
Nieraz na szkolenia jeździ się po jedno zdanie, dla jednej osoby, dla jedynej atmosfery, a takowa ze względu na osobę właśnie była. No cóż…. strata 74 mln $ to jest wyzwanie, więc należy obserwować ruchy Roberta i starać się je zrozumieć – po co to robi, a on „pomoże” nam a my „pomożemy” jemu – jak za starych czasów….